Wyszło tak, że absztyfikanta Joanny poznali dopiero w
listopadzie.
— Jak myślisz, czerwona czy niebieska? — pytała Marynia,
usiłując się przejrzeć w dostępnej przestrzeni lustra w sypialni. Adaś,
rozłożony na łóżku z „Księciem”, w którym usiłował znaleźć takie jedno zdanie,
od pół godziny przyglądał się już jej wysiłkom i próbom zrobienia się na
bóstwo.
Okolicznością wysoce niesprzyjającą pracy naukowej był fakt, że nawet
jej wychodziło.
— Niebieska — zawyrokował Adaś po chwili. Marynia jeszcze raz
przejrzała się w lustrze i zmarszczyła brwi z wyrazem niezdecydowania na
twarzy.
— No nie wiem, czerwona chyba leży trochę lepiej…
Niebożę Adaś rzucił okiem na zegarek, częściowo skryty w
pościeli.
— Skarbie, nie chcę ci przeszkadzać w rozterkach
egzystencjalnych, ale za kwadrans musimy wyjść, bo się spóźnimy.
Marynia niecierpliwie machnęła ręką.
— Wyglądałabyś przepięknie nawet w worku po ziemniakach. — Adaś
ponowił próbę. — Załóż coś niewymyślnego, weź klucze i jedziemy.
— Umiesz rozmawiać z kobietami — mruknęła jego muza cokolwiek
niezachęcająco, odwieszając niebieską sukienkę do szafy. Adaś westchnął w duchu
i przewrócił stronę „Księcia”.
Mniej więcej dwadzieścia minut później nieco zdenerwowana
Marynia i niezbyt przejęty Adaś ruszyli po chyboczących się płytkach
chodnikowych w stronę przystanku tramwajowego. Ulice były prawie puste,
widocznie w sobotni wieczór wszyscy woleli siedzieć w ciepłych mieszkaniach.
Marynia udawała, że przejmujący ziąb wcale nie przenika przez jej cienkie
rajstopy, ale nie oponowała, kiedy Adaś przygarnął ją ciasno do siebie.
— Dobrze, może te buty to faktycznie nie był najlepszy wybór —
przyznała, obejmując go w pasie. Ponad jej ramieniem Adaś wypatrywał na
horyzoncie delikatnego łuku zielonej gąsienicy, żywiąc nadzieję, że będzie to
ciepłe, śliczne Tramino, w miarę możliwości niewypełnione nierogacizną
poznańską w wieku okołogimnazjalnym. A potem coś wpadło mu do głowy.
— Czy ty w ogóle wiesz cokolwiek o człowieku, którego mamy
dzisiaj poznać?
Marynia potrząsnęła głową.
— Nie wierzę. Jesteście przecież siostrami, a kobiety… no,
rozmawiają przecież o takich sprawach.
— Co, myślisz, że znam jego PESEL, miejsce urodzenia i numer
paszportu? — zapytała drwiąco Marynia, podnosząc wzrok.
— No… nie. Ale na pewno wiesz chociaż, jak się nazywa.
— Imię zaczyna się na „J”, ale zawsze zapominam, co jest dalej.
Chyba Janusz. Albo Julian — oświadczyła z niezbyt głębokim namysłem, wychylając
się po raz kolejny w stronę rozkładu jazdy.
— Albo Juliusz — rzucił kwaśno Adaś.
— Możliwe — przyznała Marynia obojętnie, przestępując z nogi na
nogę.
Adaś zamierzał powiedzieć coś na temat zadziwiającego
funkcjonowania jej pamięci, zdolnej do wypominania po latach jednego
nieszczęsnego spaceru, natomiast odmawiającej zapamiętania kilku prostych a
użytecznych szczegółów, ale błyszczący nowością tramwaj właśnie podjechał,
zatrzymując się tak gwałtownie, że kilku z pasażerów aż przytuliło się do szyb.
Westchnąwszy sobie w duchu, Adaś puścił Marynię przodem i
pozwolił jej zająć miejsce, szykując się na kolejny wieczór pełen przygód.
Szybko zresztą okazało się, że czas istotnie minie mu
rozrywkowo. Przede wszystkim, restauracja wyglądała zachęcająco. I drogo. Adaś
nie był pewien, ile pieniędzy posiada na karcie kredytowej, ale istniała
całkiem realna możliwość, że jest to ilość niewystarczająca, a sama ta myśl
wystarczyła, by podnieść mu nieco adrenalinę.
Po drugie, jego prawie szwagierka wyglądała – wedle ogólnie
obowiązujących standardów, oczywista – olśniewająco. Adaś, który widywał ją
zazwyczaj albo w dżinsach i za dużym, wełnianym swetrze, albo w marynarce i
prostych spodniach, nie potrafił sobie nawet wyobrazić, że Joanna jest w stanie
włożyć tyle energii we własny wygląd. To zaprowadziło go do niezbyt wyszukanej
konkluzji, że dzisiejszy wieczór jest dla niej ważny, a ten wniosek z kolei
rozbudził w nim niepohamowaną ciekawość. Kim jest ten tajemniczy człowiek,
który wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi zdobył serce Żelaznej Joanny?
Na to ostatnie pytanie szybko poznał odpowiedź.
Joanna powitała ich uśmiechem pełnym ulgi i radości. Uściskała
serdecznie Marynię, skomplementowała jej sukienkę i buty, wymieniły parę
klasycznych, siostrzanych zachwytów, po czym odwróciła się w stronę człowieka,
który do tej pory stał obok niej, ale skryty nieco za olbrzymim fikusem
sprężystym. Kiedy tylko Joanna zaczęła do niego mówić, wyłonił się zza liści, a
Adaś omal nie dostał ataku apopleksji.
Człowiekowi temu było na imię Juliusz.
Co więcej, jak Poznań długi i szeroki, dla Adama istniał tylko
jeden jedyny Juliusz - i oczywiście ten właśnie stał przed nim z ujmującym
uśmiechem.
Adaś zdębiał.
Miał ochotę wybiec gwałtownie; potem szybko przewartościował
swoje priorytety i zdecydował się na wyjście w idealnym, wyniosłym milczeniu.
Albo przynajmniej na dużą dozę paraliżująco lodowatej uprzejmości.
W każdym razie jego plan nie zakładał Maryni, witającej się z
Juliuszem nie tylko po imieniu, ale także jak przystało na starych znajomych.
Po chwili zdał sobie sprawę, że wszyscy patrzą na niego z
wyczekiwaniem; Joanna odrobinę wyzywająco, Juliusz z pewnym zmieszaniem, a
Marynia ze zdziwieniem, ale i z rozbawieniem. To ostatnie pomogło Adasiowi
podjąć decyzję.
— Juliusz! — zakrzyknął radośnie i odrobinę za głośno. — Jak
dobrze cię widzieć!
Tym sposobem pierwsze lody zostały przełamane. Nim usiedli do
stolika, Adaś był już święcie przekonany, że to wszystko to tylko rodzaj
jakiegoś głupiego żartu, w którym – czego można się było spodziewać – pierwsze
skrzypce grała Joanna, ale uczestnictwo Maryni było już co najmniej bolesne.
Dziwne było to, że Juliusz najwyraźniej starał się zachowywać przyzwoicie –
jakby choć trochę mu zależało. Zamówił przystawki. Zabawiał damy kurtuazyjną
rozmową. Pochwalił strój i uczesanie Maryni, po raz drugi wyraził zachwyt dla
aparycji damy swojego serca, a z rozpędu skomplementował także krawat i buty
Adasia, poniewczasie orientując się, że popełnił delikatne faux pas.
Przez
pierwszą część kolacji Adaś starał się zachowywać uprzejmie, ale z dystansem. Z
dyskretnych kopnięć Maryni wywnioskował, że nie bardzo mu to wychodziło. Starał
się więc bardziej, dla uspokojenia zażywając wyśmienitego wina, które podano do
przystawek i które wyglądało doprawdy zbyt zachęcająco, by można było się mu
oprzeć.
Kiedy
podano kaczkę w pomarańczach, Adaś zrozumiał, że wprawił się w stan lekkiego
upojenia alkoholowego.
Na
szczęście Juliusz nie wyglądał lepiej.
—
I wtedy, uważasz, dyrektor wchodzi, a paprotka Kalemby bum!, z półeczki i
elegancko fruuu!, wprost na jego tupecik! — kończył opowieść, wycierając
wierzchem dłoni cisnące mu się do oczu łzy rozbawienia. Adaś wbrew sobie musiał
przyznać, że znalazł tę historię wyjątkowo porywającą i parskał w serwetkę,
krztusząc się kawałkiem pomarańczy.
Joanna
i Marynia wymieniły między sobą spojrzenia pełne jednocześnie ulgi i
zażenowania.
—
O, a pamiętasz… – Adaś spróbował
dokończyć zdanie, ale przerwał mu własny śmiech. — Pamiętasz może — brnął
dzielnie, krztusząc się trochę — tę wielką tablicę na półpiętrze?
Juliuszowi
łzy pociekły ciurkiem.
—
Ach, jakże bym mógł zapomnieć! — odezwał się radośnie. — Tablica Wstydu,
postrach przyłapanych na paleniu za szkołą…
—
Wywieszanie ich nazwisk było jednak trochę okrutne — rzekł Adaś z zamyśleniem.
—
Nie, wcale nie. — Juliusz machnął ręką. — Nie bez powodu ktoś kiedyś
przemalował „wstydu” na „sławy”. Uczniowie walczyli o te trzydzieści
centymetrów kwadratowych przestrzeni.
Zapadła
przerywania krótkimi westchnieniami cisza, podczas której panowie kontemplowali
wzloty i upadki swojej kariery zawodowej. Po chwili Joanna brzęknęła sztućcami,
chrząknęła znacząco i podniosła kieliszek z winem.
—
Chciałabym wznieść toast — zaczęła rzeczowo, kiedy panowie rozpaczliwie
usiłowali wrócić do rzeczywistości. — Za dzisiaj i za to spotkanie.
—
Dołączam się do toastu — podjął szybciutko Juliusz. — Ale chciałbym wznieść
jeszcze osobny, za Joannę. — Obrócił się w jej stronę. — Trudno doprawdy
opisać, ile poznanie ciebie zmieniło w moim życiu, a wszystko na lepsze. Już
teraz dziękuję za każdy dzień, który z tobą spędzam, a chciałbym, żeby ich było
jeszcze więcej. — Uśmiechnął się rzewnie.
Joanna
wyglądała na wzruszoną. Maryni też lekko drżała ręka. Adaś natomiast poczuł tak
gwałtowny przypływ uczuć, że do oczu nabiegły mu łzy, pociągnął więc nosem
głośno i przeciągle, aż wszyscy podskoczyli.
—
Piękne — przyznał, czując, że coś drapie go w gardle. — Ach, kochajmy się
wszyscy!
Kieliszki
spotkały się w górze tak gwałtownie, że kilka kropel spadło na śnieżnobiały
obrus.
***
—
Nie było tak źle, prawda? — rzuciła lekko Marynia, wyplątując się przed lustrem
z szalika.
Adaś,
który właśnie zwycięsko wyszedł z potyczki ze zdradliwymi supłami na
sznurowadłach, podniósł na nią lekko rozkojarzony wzrok.
—
Relatywnie dobrze — przyznał, a potem uderzyło go nagle, jak pięknie wygląda
Marynia w tej sukience i w tym świetle.
—
Myślałam, że nie zapanujesz nad sobą — przyznała się Marynia, z westchnieniem
ulgi zsuwając z nóg buty. Zachwiała się przy tym lekko, co Adaś uznał za
doskonały pretekst, by móc złapać ją w pasie i uratować od straszliwego upadku
na wycieraczkę.
—
Czy ty nie jesteś czasem lekko pijany? — zapytała drwiąco, nie uciekając
jednakowoż z ciepłych objęć.
—
Nie aż tak — odparł szczerze Adaś. — Spróbuj, zapytaj mnie o coś. Tylko nie o
wzór na deltę, tego nie zapamiętałem nigdy.
—
No dobrze. Powiedz mi, dlaczego kochamy Słowackiego?
—
Bo Słowacki wielkim poetą był! — odparł natychmiast Adaś. — Widzisz? Kojarzę.
Coś tam w mózgu jeszcze działa. Chociaż jakby mniej, kiedy… — pociągnął nosem.
— Zmieniłaś perfumy?
—
Zauważyłeś! — ucieszyła się Marynia odruchowo i może trochę wbrew sobie. — Popatrz,
a już byłam przekonana, że wino przytępiło ci zmysły.
—
Owszem, to było doskonałe wino — przyznał Adaś — ale nie aż tak wyśmienite,
żeby mogło równać się z tobą, kochanie.
Marynia
roześmiała się głośno.
—
Czytasz za dużo szmatławych książek — powiedziała, rozweselona. — Ale lubię,
kiedy wpadasz w ten stan czarująco złej poetyckości.
— Jako poeta powinienem
się teraz obrazić — rzucił żartobliwie Adaś.
— Jako poeta powinieneś
wymyślić więcej takich pochlebstw — poprawiła go Marynia, szybko wspięła się na
palce i pocałowała go w nos.
Pierwszy śnieg przyszedł i poszedł, ale bez obaw, podobno na Święta ma być biało!