wtorek, 11 lutego 2014

Duo cum faciunt idem, non est idem 2 komentarze :


Adasiowi zaburczało w brzuchu i tak się tym zdziwił, że aż otworzył oczy.
Nie, żeby wrażenie lekkiego niedosytu było czymś wyjątkowym. Poloniści, no, nauczyciele w ogólności, raczej nie mogą sobie pozwolić na luksus nieustannie pełnego żołądka, zwłaszcza jeśli pięć dni w tygodniu starają się mówić głośno przez pi razy oko kilka godzin z krótkimi przerwami, podczas których można ukradkiem przełknąć kęs mizernej kanapeczki z szynką i pomidorkiem.
Nie, Adasia zdziwił fakt, że była dopiero połowa stycznia, a on ledwo skonsumował to, co zostało w lodówce z Bożego Narodzenia i przez większość czasu bywał przejedzony niż głodny. Dzisiaj – w tej chwili – leżał na kanapie z rękoma złożonymi pod głową i miękkim kocem na nogach, usiłując zażyć poobiedniej drzemki, co udawało mu się, prawdę mówiąc, średnio. Już, już odpływał w przyjemny półsen, kiedy nagle do rzeczywistości brutalnie przywracała go myśl o kartkówkach do sprawdzenia. Albo o jutrzejszym dentyście. Albo, tak jak teraz, o jedzeniu.
Adaś przeciągnął się, omal nie zrzucając ręką bombek z choinki, po czym powiercił się trochę na kanapie, próbując uwolnić nogi z morderczego uścisku koca.
— Głodnym — oznajmił niezbyt donośnie w przestrzeń. Przestrzeń w osobie Maryni nie podniosła nawet wzroku znad grubego tomiszcza, w którym ostatnio pasjami się zaczytywała.
— To coś zjedz — odparła jego muza z roztargnieniem, przewracając stronę.
Adaś popatrzył na nią przez chwilę, bo nie bardzo chciało mu się wstawać.
— Co czytasz?
— „Studies on Neurobiology of Language”. Szalenie ciekawe — powiedziała i nawet podniosła na niego na chwilę błyszczące oczy. Adaś nie mógł się nie uśmiechnąć, chociaż w duchu modlił się, żeby nie próbowała mu wyjaśniać zawiłości neurobiologii, bo z pewnością skończy się to koszmarnym bólem głowy.
— To świetnie.  Czytaj sobie spokojnie, a ja pójdę… czymś się zająć.
Marynia pokiwała głową w sposób, który sugerował, że nie usłyszała ani jednego słowa. Podwinęła nogi trochę bardziej pod siebie i poprawiła poły niebieskiego swetra.
Adaś, ziewając i przecierając oczy, wtarabanił się do kuchni. Wybrał z szafki szklankę, napełnił ją wodą i zrobił coś, czego Marynia nawet po latach przebywania z nim nie mogła zrozumieć; zagotował wodę w mikrofalówce, po czym wrzucił do niej torebkę z herbatą.
Jak na człowieka z klasycznymi upodobaniami kubki smakowe Adasia były żałośnie niewyrafinowane.
W brzuchu znowu zaburczało i Adaś mechanicznie otworzył lodówkę. Jego oczom ukazało się światełko, smętna główka sałaty, dwa jogurty, trochę sera, dżemu i samotny, niedoceniany, pragnący towarzystwa plasterek szynki.
„Obiad bez mięsa to nie obiad”, powiedział kiedyś Maryni, która, usłyszawszy te słowa od wszystkich swoich kolegów ze studiów i kilku z liceum, pokręciła tylko głową i zaczęła przyrządzać sałatki bez kurczaka.
Adaś przygotował sobie kanapkę, spojrzał na nią krytycznie i po głębokim namyśle dorzucił na sam wierzch mikrokawałek sałaty, chcąc pokazać Maryni, że jednak odżywia się zdrowo. To w ostatnich tygodniach stanowiło niewielki problem w ich relacjach.
Zaczęło się jeszcze przed Świętami, kiedy Marynia uznała, że w ich życie trzeba wprowadzić trochę zieleniny. Głównie sałaty, która dla Adasia smakowała jak papier, i ogórka, który smakował zupełnie niczym. Wówczas westchnął i pomyślał, że jedzenie dla królika można przecierpieć, a zresztą, czego nie robi się dla miłości?
Potem był niepokojący epizod przed Sylwestrem, kiedy Marynia, zdołowana po rodzinnym Bożym Narodzeniu, odkryła, że nie mieści się w jedną ze swoich ulubionych sukienek. Na ile Adaś potrafił ocenić, w tym przypadku zawiniła pralnia chemiczna, bo z badań organoleptycznych wychodziło mu, że ukochana w żadnym przypadku nie przybrała na wadze, ale zdrowy rozsądek nie mógł wygrać z przygnębieniem Maryni. Zapowiedziała stanowczo, że czas zmienić tryb życia. Na razie zapisała się na basen i zaczęła jeść więcej tych do bólu zielonych kanapek, a Adaś przeczuwał, że w tym konkretnym wypadku uruchomi całe swoje pokłady determinacji i wytrwa w swoim postanowieniu.
Ponieważ tłumaczenia nie pomagały, postanowił zaakceptować sytuację, przyczaić się i przeczekać. Może minie. Na wszelki wypadek schował zapasy czekolady głęboko za ozdobne wydania dzieł Mickiewicza, wiedząc, że Marynia, przepełniona odrazą do tego konkretnego wieszcza, w życiu tam nie zajrzy.
I czekał.
Kiedy wszedł do pokoju, Marynia popatrzyła z aprobatą na jego kanapkę i Adaś poczuł, jak wnętrze pęcznieje mu z dumy.
— Cieszę się, że postanowiłeś zadbać o swoje szare komórki — rzuciła żartobliwie w jego kierunku, sięgając po kubek z zieloną herbatą.
— Moje szare komórki też się cieszą z tego powodu — odparł Adaś. — Normalnie czuję, że tańczą kankana.
Błysnął olśniewającym uśmiechem, próbując zamaskować jakoś prześmiewczy ton, jakiego nabrały jego słowa. Marynia pokręciła głową z politowaniem, ale nie wyglądała na urażoną. Chwilę potem bez reszty pochłonął ją czytany tom.
Adaś usiadł na kanapie, przypatrzył się swojemu talerzowi i z ciężkim westchnieniem sięgnął do torby po plik tylko trochę zmiętych kartkówek. Potem zaopatrzył się w soczek, dwa czerwone długopisy i chusteczkę do przecierania okularów, a w końcu uzbroił się wewnętrznie i zaczął czytać.
„Cierpienia młodego Wertera” Goethego zostały napisane w 1794 roku przez Niemca Johanna Wolfganga von Goethego….”


***

— Aaaadaaaam…
Adaś jęknął i mocniej wtulił twarz w poduszkę.
— Jeszcze pięć minut, kochanie….
Maryni nie interesowały chyba jego mamrotania, bo tylko dźgnęła go mocniej w odsłonięte ramię.
— Adaś, wstawaj, no, już piąta czterdzieści.
Adaś jęknął jeszcze głośniej.
— Słuchaj, obiecałeś, że mi pomożesz, tak czy nie? No więc ja ci zapowiadam, że nie będę się tłukła na drugi koniec miasta sama o tej godzinie, jasne?
Adaś odwrócił się w końcu na drugi bok i przetarł ręką oczy. Ku jego wielkiemu niezadowoleniu zobaczył Marynię już ubraną, uczesaną i pochylającą się ku niemu z wrogim wyrazem twarzy.
Ostatnimi czasy musiał zrewidować całkiem dużo swoich opinii o ukochanej. Nie sądził na przykład, że jest fizycznie zdolna do zerwania się o czwartej trzydzieści w zimną, lutową niedzielę, tylko po to, by zrobić imieninową niespodziankę swojej siostrze.
Oczywiście, miała rację, mówiąc, że jej obiecał, sam doskonale pamiętał, że składał tę obietnicę, problem leżał w tym, że wygrzewał się wówczas w wannie z gazetą i zgodziłby się praktycznie na wszystko. Trudno powiedzieć, czy Marynia zdawała sobie z tego sprawę. Raczej nie – przynajmniej do tej pory nie wymuszała na nim niczego podstępem.
Niedziela drugiego lutego przyszła jakoś tak podstępnie i niespodziewanie. Adaś czuł, że powinien zauważyć jakieś znaki, na przykład smakowitą woń ciasta czekoladowego czy pudełko z prezentem, leżące idealnie pośrodku stołu, ale jakoś aż do tej chwili nie złożył tego w jedną całość.
Marynia przymierzała się właśnie do kolejnego strategicznego dźgnięcia, ale Adaś złapał w powietrzu jej rękę.
— Dobrze już, wstaję, no…
— To super — skwitowała Marynia i dziarsko skoczyła na równe nogi. — Pójdę zapakować prezent. Masz na stole kanapkę i herbatę, tylko się nie ociągaj!
Adaś z żałosnym wyrazem twarzy patrzył, jak znika za drzwiami. Wulkan energii. Jak to możliwe, żeby być tak aktywnym i żywić się tą sałatą?
Zwlókł się z łóżka i wciągnął na siebie to, co akurat leżało pod ręką, mając nadzieję, że nie jest zbyt wygniecione, a na wierzch założył koszulę, która wyglądała najbardziej przyzwoicie. Potem, ledwo otwierając oczy, skonsumował kanapkę i popił herbatą, a chłód w kuchni ożywił go na tyle, że był w stanie myśleć.
Na dole ich fioletowe autko było pokryte szronem i domagało się skrobania szyb.
— O popatrz, zamarznięte — powiedział niemrawo Adaś, nawet nie licząc, że to coś da. I słusznie, bo Marynia nawet nie zwróciła uwagi na jego protesty.
      Zimne powietrze przebiło się jakoś do mózgu Adasia i zwróciło mu uwagę, że Joannie pobudka o siódmej rano w niedzielę może się nie spodobać. Nieśmiało zwrócił Maryni uwagę na ten fakt.
      — Nonsens — rzuciła i machnęła ręką. — Asia jest rannym ptaszkiem, pewnie już zaliczyła poranną rundkę po okolicy i dopija drugą kawę.
      To zamknęło Adasiowi usta. Marynia usiadła za kierownicą i zadbała, by ciasto leżało bezpiecznie na kolanach Adama. To ważne zadanie nieco go ożywiło i kiedy dojeżdżali pod blok Joanny, Adaś prawie mógł powiedzieć, że jest rześki i wypoczęty.
      Drzwi na klatkę Marynia otworzyła własnym zestawem kluczy, ale zatrzymała się przed drzwiami mieszkania siostry.
      — Niespodzianka to jedno — tłumaczyła Adasiowi, naciskając na dzwonek. — Wejście bez pytania to drugie.
      Adaś, usiłujący utrzymać ciasto, prezent i wiązkę balonów w równowadze, nie poświęcił dużo czasu na zrozumienie tej logiki, ale od razu uznał ją za słuszną.
      Za drzwiami rozległ się stukot i jakby stłumiony jęk, a potem szczęk otwieranych zamków. Adaś nabrał powietrza w płuca, szykując się do zaśpiewania niezbyt głośnej wersji „Sto lat”, a potem drzwi się otworzyły i… śpiew zamarł mu na ustach.
      W progu stała bowiem nie wściekła Joanna, ale zdziwiony i owinięty zielonym szlafrokiem Juliusz.
      Zapadła chwila pełnej napięcia ciszy, w której Juliusz wyglądał na zdezorientowanego, Adaś dusił się ze śmiechu, a Marynia wyglądała na wstrząśniętą.
      — Och, co tam się dzieje, na miłość bos… Rany! — Joanna wyłoniła się z korytarza i zamarła w progu. — Was się nie spodziewałam. Co wy tu robicie o tej nieludzkiej godzinie?
      Adaś otarł łzy i uroczyście wręczył Joannie ciasto i prezent.
      — Wszystkiego najlepszego. Z okazji imienin, to jest. Przepraszam, Marynia miała ułożone bardzo ładne życzenia, ale chyba wyleciały jej z pamięci…
      Lekko szturchnął ukochaną łokciem, a ona otrząsnęła się gwałtownie.
      — Trochę się zakręciłam — odparła półprzytomnie Marynia. — Ale Adaś się myli, ja nadal mam pięknie ułożone życzenia. Chociaż planowałam złożyć je w środku…
      — To wchodźcie — zaprosiła ich Joanna i podała Juliuszowi ciasto. — Właśnie grzeję wodę na herbatę…

      ***

      Wieczorem, już leżąc w łóżku, Adaś zauważył znad swojego egzemplarza „Trzech towarzyszy”, że Marynia już od kilku minut wpatruje się w ten sam akapit swojej książki.
      — Wszystko w porządku? — zapytał, szukając w pościeli zakładki, która, mógłby przysiąc, przed chwilą gdzieś tu upadła.
      — Tak, tak — odparła Marynia i westchnęła cicho. — Tylko... Wiesz, kiedy nagle odkrywasz, że twoja siostra właśnie z kimś zamieszkała, to jest dosyć znaczące.
      — Skąd wiesz, że ze sobą mieszkają?
      Adaś znalazł zakładkę i odłożył książkę na stolik, Marynia tymczasem spojrzała na niego z politowaniem.
      — A przypomnij sobie, czy jak u mnie nocowałeś, to miałeś w tej siateczce ze świeżymi rzeczami szlafrok.
      Adaś musiał się nad tym chwilę zastanowić.
      — No nie — przyznał w końcu.
      „No właśnie”, powiedziała mina Maryni. Jego muza odetchnęła głęboko, zatrzasnęła książkę i też odłożyła ją na stolik.
      — Ale bardzo się cieszę — oznajmiła, a jej uśmiech był szczery i zaraźliwy. — To porządny gość, a Asia jest szczęśliwa, aż się to z niej wylewa.
      Jeśli Adaś miałby być szczery, tego akurat nie zauważył, ale przypuszczał, że jego ukochana zna swoją rodzoną siostrę nieco lepiej. Zgasił światło i powiercił się trochę, szukając idealnej pozycji na materacu, a potem objął Marynię ramieniem.
      — Możemy się założyć, kiedy będzie ślub — zaproponował z rozbawieniem.
      — Nie, bo i tak przegrasz — odparła Marynia, a Adaś z ulgą skonstatował, że do jej głosu wraca codzienna dawka delikatnej złośliwości.
      — Jesteś pewna? Chcę ci przypomnieć, że to właśnie ja przewidziałem, że Grecja i Rosja wyjdą z grupy, to coś znaczy.
      Marynia prychnęła z rozbawieniem i wymamrotała coś o wróżeniu z fusów, a Adaś uśmiechnął się i po chwili zapadł w sen, w którym grał jako bramkarz reprezentacji Rosji w meczu z Polską i wpuszczał do bramki wszystkie szmaty.

     
Starsze posty Strona główna
Szablon wykonany przez Tyler